Mt 5,16 Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.
Wielokrotnie słyszałem opinię, że najlepiej jest czynić dobre rzeczy (dobre czyny, uczynki) tak, by nikt o nich nie wiedział. Taka "niewidzialna ręka". Do młodszych odbiorców tego tekstu: nazwę "Niewidzialna ręka" nosił program telewizyjny w PRL.
Promował on czynienie przysług innym ludziom np. zniesienie węgla do piwnicy babci czy pomalowane płotu. Wykonawca takiej przysługi zostawiał kartkę z napisem "niewidzialna ręka". Beneficjent pracy pisał do telewizji podziękowania i budujące socjalizm społeczeństwo cieszyło się przykładami wzajemnej życzliwości… Inna rzecz, że pojawiła się szybko inna konotacja "niewidzialnej ręki": otóż zdarzało się, że wspomniany węgiel wędrował do innej piwnicy niż do właściciela, albo, że "niewidzialna ręka" sprzątnęła komuś rower zamiast go naprawić - stąd częste były drwiny z tej inicjatywy. Po tej dygresji wróćmy do naszego fragmentu.
W kontekście biblijnym i moralności chrześcijańskiej, częste jest podkreślanie, by czynić dobro niejako po cichu, bez chwalenia się. Nie jest to bezzasadne. Pan Jezus daje takie wskazówki krytykując faryzeuszy. Gdy ci na przykład dawali jałmużnę, zdarzało się, że trąbili aby ludzie się zbiegli i chwalili darczyńcę:
Mt 6,2 Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. 3 Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, 4 aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu.
Wymowa tych słów jest wyraźna. Ale spróbujmy uściślić co dokładnie Pan Jezus krytykuje i czego zabrania. Czy krytykuje czynienie dobrych uczynków? W żadnym wypadku. Czy krytykuje zwoływanie biednych na czas rozdawania jałmużny, czyli dzisiaj byśmy powiedzieli, na czas wypłaty zasiłków dla bezrobotnych lub rozdawania darmowych posiłków? Okazuje się, że także nie. Dobre uczynki są dobre zawsze. Warto i należy je czynić. A krytykowany przez Pana Jezusa jest jedynie obszar motywacji, obszar serca. Mówi o tym wprost werset wcześniejszy:
Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Mt 6,1
Nie jest tu powiedziane by nie robić dobrych uczynków. Nawet nie jest tu powiedziane by nie robić dobrych uczynków przy złej motywacji. Tu jest jedynie powiedziane, by nie mieć złej motywacji. Byśmy nie wykonywali czegokolwiek przed ludźmi po to, aby nas widzieli. Czyli krótko mówiąc, NA POKAZ.
Warto też zauważyć, że w dodatku Pan Jezus zakłada, że czynimy dobre uczynki mając na celu pozyskanie jakiejś nagrody, czyli wcale nie bezinteresownie. Nie ma nic złego w motywacji dla otrzymania nagrody. Tylko, że to ma być nagroda otrzymana od Ojca Niebieskiego, a nie od ludzi. Otrzymana nie od razu, ale w terminie określonym przez Ojca. Może na ziemi, a może dopiero w niebie. Nie gwarantowana, ale jedynie obiecana. Nie wymierzona przez nas samych, ale objęta miarą Bożej Miłości.
I jeśli wykonujemy dobre uczynki z motywacji błędnej, to jest by ludzie nas widzieli, na pokaz, tracimy szansę otrzymania nagrody od Ojca. Sami sobie nagrodę wyznaczamy, wymierzamy i wypłacamy. Można tak i można inaczej. Wybór należy do nas. Dobry uczynek pozostaje dobrym uczynkiem. Nawet jeśli ze złej motywacji, dobrze, że został uczyniony. Ale strzeżmy się tej błędnej motywacji, to jest NA POKAZ, czyli żeby ludzie nas chwalili i żeby nasza pycha była karmiona. Łatwo pójść w stronę karmienia swej pychy. Niech nam przynoszą kwiaty, podziękowania, kłaniają się. Niech piszą w mediach. Niech robią akademie ku czci. Lepiej jest jednak mieć właściwą motywację. A właściwa motywacja jest wtedy, gdy celem naszych działań jest, by Bóg Ojciec był chwalony i On uwielbiony. I to On nam odpłaci. On nas wewnętrznie nasyci. Nasyci nie naszą pychę, ale naszą relację z Nim. Staniemy się Jego Dzieckiem, Jego Synem i Jego Córką. Staniemy się Jego Naśladowcą i Jego Współpracownikiem. Wykonawcą Jego Woli.
Myślę, że teraz słowa przytoczone na początku tego rozważania zabrzmią nawet nieco mocniej:
Mt 5,16 Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.
Celem wszystkiego jest: chwalenie, czyli uwielbienie Ojca Niebieskiego.
Ale w tym wersecie mowa nie tylko o celu. Mowa także o metodzie jak ten cel osiągnąć.
Mowa o świetle i o uczynkach. Światło ma świecić, a uczynki mają być widoczne dla ludzi. Sprzeczność z zasadą, by nie czynić niczego ma pokaz? Nie. Tam chodziło o motywację, czyli W JAKIM CELU, tu chodzi o to JAK działać.
Okazuje się, że czynienie dobra "po cichu" wcale nie jest tym, co zaleca Pan Jezus. On sam zresztą nie działał po cichu. Gdy On uzdrawiał, zbiegały się tłumy, gdy nauczał, to głośno, gdy umierał, to na szczycie Golgoty... A my mamy być Jego naśladowcami!
Nie jest godne polecenia, by czynić coś dobrego na pokaz. Ale też nie jest dobre, by czynić wszystko tak, by nikt tego nie mógł zauważyć. Bo jeśli w żaden sposób nie widać, żeśmy dziećmi Ojca Niebieskiego, to w jaki sposób spowodujemy, żeby ludzie Go chwalili? W jaki sposób oni poznają nas i jak poznają Jezusa, Jego miłość, Jego drogi, Jego styl życia? Jeśli nie widać naszych pobożnych uczynków, to czym różnimy się od pogan? Jeśli nie widać naszych pobożnych uczynków, czyż nie praktykujemy tak zwanego chrześcijaństwa bezobjawowego? Czyli uważamy się za chrześcijan, ale nijak tego nie widać... Nie chodzimy do kościoła, nie modlimy się przed posiłkiem, nie dajemy ofiar, nie należymy do wspólnoty, nie czytamy chrześcijańskich książek czy czasopism, nic nie robimy, co by świadczyło o naszej wierze! W domu brak krzyża, Biblia w świetnym stanie, bo nie używana. Muzyka Lady Gaga czy co tam nam w radiu puszczą. Głosujemy na zwolenników aborcji. Słuchamy obrzydliwych dowcipów, kiwamy głową gdy oczerniają Kościół czyli Ciało Jezusa. Zapominamy o poważnym ostrzeżeniu, jakie Pan Jezus do nas skierował:
Mt 10,33 Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
Odrzućmy zatem chrześcijaństwo bezobjawowe. Nie wstydźmy się tego, co tak cenne w sercu każdego człowieka. Nie wstydźmy się naszej najgłębszej relacji jaką mamy, relacji ze Stwórcą. Praktykujmy chrześcijaństwo objawowe. Objawami mogą być: udział we Mszy Świętej w niedzielę, unikanie tego dnia zakupów i prac, uczestnictwo we wspólnocie, odmowa obecności na imieninach cioci z tego powodu (z obietnicą nadrobienia tego spotkania w najbliższych dniach). Zaproszenie kogoś na kolację z choćby krótką modlitwą i czytaniem Słowa (tłumacząc: mamy taki zwyczaj, albo "należymy do wspólnoty Czas dla Rodzin, gdzie mamy zwyczaj wigilii niedzieli"), skomentowanie głupiego dowcipu o katolikach "ja jestem właśnie katolikiem", modlitwa z dziećmi, randka z żoną po dwudziestu latach małżeństwa (albo po dwóch) i każda z godzin życia, jaką codziennie daje nam nasz Ojciec Niebieski...
Żyjmy wiarą i relacją do Boga. Nie na pokaz, ale tak, by ludzie to nasze chrześcijaństwo widzieli.
Wojciech Kotas, lipiec 2015
więcej tekstów "Z dziennika duchowego" znajdziesz na http://czasdlarodzin.pl/opinie/z-dziennika-duchowego.html
masz pytanie, uwagę, komentarz do autora? napisz do nas przez formularz internetowy http://czasdlarodzin.pl/kontakt.html