Licha fara, gdzie ksiądz sam dzwonić musi. (przysłowie)
Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak silnie zależymy od innych ludzi. A dokładniej, od umiejętności, jakie ci ludzie posiadają i jakimi służą. Dzięki określonej służbie, profesji, jaką wykonują, sami mają możliwość przeżycia. Otrzymują za tę służbę wynagrodzenie, które przeznaczają na zaspokojenie własnych potrzeb. To niby oczywiste. Bywa dla nas tak oczywiste, że niezauważalne. A gdyby nie profesjonalizm innych ludzi, to nie zapaliłoby się światło gdy wstajemy z łóżka, nie istniałyby lodówki, śniadanie jedlibyśmy na liściach, a do pracy nie jechaliśmy autobusem, lecz szlibyśmy na piechotę, ba, w ogóle by żadnej "pracy" nie było. Bo nie byłoby zakładów ani instytucji. Człowiek by nie miałby szans przetrwać. Bo mamy tę zdolność, jesteśmy do tego stworzeni, by dzielić się obowiązkami, by stawać się profesjonalistami, by osiągać poziom wiedzy i specjalizacji niezbędny, aby wykonać określone zadanie. Dzisiaj tych zadań, czyli zawodów oficjalnie jest zarejestrowanych tysiące. I ciągle rejestrowane są nowe, coraz bardziej szczegółowe czy wysublimowane, czasami aż dziwaczne.
Ale nawet gdy cofniemy się do czasów plemiennych i zredukujemy poziom zadania do tak prymitywnego, jak zdobycie pożywienia przez zerwanie owoców z drzewa, to okaże się, że starzec nie będzie w stanie ich dosięgnąć, a za to on właśnie będzie mieć wiedzę jak wyleczyć nagłą chorobę dziecka, czy z kim zawierać sojusze, albo jakich zachowań się wystrzegać. Specjalizacja zgodna z możliwościami fizycznymi oraz ze zdobytym wcześniej doświadczeniem jest uzasadniona praktycznie. Jest dramatycznie uzasadniona. Jest absolutnie konieczna. Jak już wspomniałem, bez takiej specjalizacji, bez podziału ról społecznych, ludzkość by się przez wieki nie rozwinęła, a dzisiaj przy naszej wielkiej liczebności, ludzkość by nie przetrwała. Wyginęłaby w pierwszym pokoleniu. W takim złożonym społeczeństwie, jakie nas otacza, rezygnacja ze specjalizacji, ze służb, jakie każdy z nas codziennie pełni, oznaczałoby masową śmierć w ciągu miesiąca. Nawet wody nie umieliśmy zdobyć, gdyby nie działały wodociągi. Studni przecież w miastach nie ma.
Oczywiście, na szczęście, można przyjąć, że taki dramatyczny scenariusz nam nie grozi. Powyższe rozważanie ma więc na celu jedynie spekulację, wyobrażenie sobie, co by było, gdyby tej oczywistości zabrakło. Co by było, gdyby zrezygnować ze specjalizacji. Podsumowując, okazuje się, że byłoby źle, a tworzone przez ludzi struktury byłyby nieefektywne, lub w ogóle by ich nie było.
Teraz spróbujmy przenieść tę niezbyt sensacyjną konstatację na grunt specyficznego organizmu społecznego, jakim jest wspólnota chrześcijańska. Jest to jedna z wielu struktur tworzonych przez ludzi, mająca określone swoje cele. Aby taka struktura mogła powstać i mogła przetrwać, tym bardziej aby mogła się rozwijać, potrzebne są osoby o określonych funkcjach, które podejmą się poszczególnych służb. Nie wystarczy łaska Ducha Świętego. A ściślej biorąc, to właśnie Duch Święty będzie działał tak, że będzie nas powoływał do podjęcia się odpowiedniego działania. Do służb. Czy słyszeliście, by kiedykolwiek powołanie od Ducha Świętego brzmiało "-A teraz nic nie rób?". Duch Święty zawsze wzywa do działania!
I tak samo, jeśli Duch Święty powołuje ciebie do wspólnoty wierzących, powołuje cię do działania, do realizacji określonego zadania. Na początku może nim być zaledwie rozejrzenie się we wspólnocie, poznanie jej mocnych i słabych stron. Umocnienie się. Uzdrowienie siebie, skorzystanie z darów i doświadczenia innych. Ale to wszystko po to, byśmy w pewnym momencie mogli przystąpić do realizacji swojego osobistego powołania. Może maleńkiego powołania. Może na przykład tylko „złotej rączki”, sprzątania po spotkaniach, albo pisania wspólnotowych ogłoszeń. Ale zawsze powołania, które zaspokaja istniejące, realne potrzeby. I w ten sposób wniesienie czegoś do tej wspólnoty. Do wspólnoty, którą dopiero od tego momentu będę mógł nazywać swoją. Bo dopiero wtedy wniosłem do niej coś swojego. Włożyłem coś, co stało się dobrem wspólnym. Na tym polega wspólnota.
Najlepiej jeśli służby jakie wykonujemy, zgodne są z darami, talentami, jakie posiadamy. Wtedy to co bez utalentowania mogłoby nas trudzić, stanie się przyjemne i łatwe. Wspaniałe efekty nie będą wymagały olbrzymich poświęceń. Będziemy robić to co nam przychodzi stosunkowo łatwo. Będziemy czuli satysfakcję, a nie wyczerpanie.
Dodajmy, że nawet gdy czujemy, że nie potrafimy czegoś zrobić tak jak inni by mogli, tak jak by należało, tak by zasłużyło na oklaski z powodu swej doskonałości, a zadanie jest konieczne do wykonania, i nie ma innego chętnego, to wystarczy, jeśli wykonasz to zadanie na minimalnym poziomie. Najlepiej jak ty potrafisz. Ktoś inny by zrobił to lepiej? Niech się wstydzi, że się tego nie podjął gdy była potrzeba. Następnym razem niech on to zrobi. A ty stałeś się sługą mało-użytecznym, ale jednak sługą wiernym. I ostatecznie użytecznym. Skoro nikt inny tego nie zrobił, to jedynie ty stałeś się sługą użytecznym. Zrobiłeś coś nie dla swojej chwały, ale dla chwały Pana. Z pokorą niezdarnego sługi, a nie z pychą artysty. Gotowy na uśmieszek politowania ze strony utalentowanych, którym się nie chciało. A bywa, że ci utalentowani, wykształceni (np. muzycznie) nie podejmują się służby, bo mówią sobie w sercu "Nie dołączę do nich, bo nie wytrzymam tego ich amatorstwa, lepiej sobie postoję z boku. Niech się tam męczą. Może gdyby było tam więcej artystów, to bym mógł/mogła pokazać co potrafię..."
Dlatego ważne jest, by wykorzystywać nasze talenty. I wykorzystywać nasze skromne możliwości nawet przy braku talentów, jeśli jest taka konieczność.
Najpierw trzeba podjąć się czegoś, bo dopiero wtedy okaże się, czy masz zdolności do tej służby, czy niezbyt. Może masz talent, a może jesteś tylko wiernym sługą.
Potem trzeba swe umiejętności rozwinąć. Aby osiągnąć poziom, który będzie cieszył innych i nas samych.
Następnie wytrwać gdy zadanie stanie się już trochę mniej atrakcyjne, trochę nudniejsze, nużące. Wtedy dojdziemy do służby z miłości. A że czynionej zgodnie z naszym talentem, to służby pięknej i owocnej.
Staniemy się we wspólnocie perłą.
(Na marginesie: Kim stanie się ten, kto nie podejmuje żadnej służby, mimo upływu lat? Zdaje się, Pan Jezus na temat zaniedbywanych talentów przekazał nam jedną przypowieść. O dość dramatycznym finale.)
Wyobraźmy sobie jeszcze, co się stanie, jeśli służb zabraknie we wspólnocie? Nikt nie zagra, nikt nie powie konferencji, nikt nie zaopiekuje się dziećmi... Gdyby choć jedna ze służb została zaniedbana, wspólnota przestanie istnieć! Wystarczyłoby ze dwa miesiące aby życie zamarło... Tak jakby zabrakło wody w kranach czy żywności w sklepach. Woda w kranie nie musi być idealna, zdrojowa, krystaliczna, dająca rozkosz ze spożywania, tak jak aby służyć nie musimy być utalentowanym artystą. Wystarczy, że woda ugasi pragnienie.
Doceniajmy tych, co służą.
A bywa, że im mniej widoczna służba, tym cenniejsza.
Wojciech Kotas
październik 2017
więcej tekstów "Z dziennika duchowego" znajdziesz na http://czasdlarodzin.pl/opinie/z-dziennika-duchowego.html
masz pytanie, uwagę, komentarz do autora? napisz do nas przez formularz internetowy http://czasdlarodzin.pl/kontakt.html